Dobra zmiana [FELIETON]

Dowiedziałem się niedawno, że mieszkające od dekady w Świdnicy małżeństwo przeprowadza się do innego miasta na Dolnym Śląsku. Kiedy znajomi przekazywali tę wiadomość, mówili, że nie jest to dla nich łatwa decyzja. Żyli się z miastem, z ludźmi, ze wspólnotą parafialną itp. Uznali jednak, że przeprowadzka jest konieczna i przyniesie wedle ich kalkulacji korzyści.
Kiedyś miałem okazję przeczytać o rodzinach w Stanach Zjednoczonych, których los stanowił potwierdzenie tezy, że Amerykanie często zmieniają domy. Dzieje się to nawet klika razy w ciągu życia: zmieniają mieszkanie z mniejszego na większe, z hałaśliwej dzielnicy na spokojną itp. W naszym, europejskim, a na pewno polskim stylu życia nie jest to zjawisko powszechne. Preferujemy raczej zasiedzenie a przemieszczanie się jest dopuszczane może na etapie młodości, ale potem kredyt, mieszkanie i raczej już dożywocie pod tym samym adresem. Powodów do zapuszczenia korzeni w jednym miejscu jest wiele. Można się tak oswoić ze otoczeniem, ze swoimi przysłowiowymi czterema kątami, że człowiek sobie nie jest w stanie wyobrazić, że mógłby mieszkać, żyć w zupełnie innym miejscu na ziemi.
Wydaje się, że gotowość na zmianę zamieszkania jest oznaką głębokiego, wyrastającego z wiary przekonania, że nie mamy tutaj na ziemi stałego pobytu. Jest także informacją o zdolności do podejmowania odważnych decyzji, które mogą przynieść konkretne korzyści, choć początkowo mogą być okupione trudnościami. Nie zachęcam oczywiście, by teraz przeglądać oferty biur nieruchomości i podjąć decyzję o przeprowadzce. Jestem jednak pełen uznania dla osób, które są bez paraliżującego lęku gotowe do tego by wyruszyć przed siebie, poniekąd się wykorzenić by zapuścić korzenie w nowym miejscu. Taka relokacja, ale i każda inna zmniejsza zdolność do rezygnacji z tego co było od zawsze, co już oswojone ma sobie coś Bożego. Bóg prowadzi nas, chce naszego rozwoju. Wiele razy Pismo Święte to potwierdza (np. Abraham). Przyczyną niekiedy umierania duchowego, zastoju, irytującej stagnacji jest niezdolność do przeprowadzki. Pamiętam, że w seminarium duchownym zmienialiśmy pokój oraz osobę z którą go dzieliliśmy co pół roku. A zatem przez 6 lat była okazja co najmniej 10 razy przenosić się z całym dobytkiem w kartonach. Po święceniach kapłańskich jest też w życiu księdza podobnie. Klika lat w jednej parafii i zmiana. Tak jest kiedy jest się wikariuszem, ale niekiedy zmiany dotyczą także proboszczów a nawet biskupów. Oczywiście idealnie byłoby gdyby taka praktyka szła w parze w łamaniem wyćwiczonych, ale być może jałowych, bezowocnych schematów. Tak czy inaczej uważam, że zmiana jest dobra. Choć niekiedy niekoniecznie początkowo jest ona miła to ostatecznie niesie rozwój.
ks. Krzysztof Ora
fot. – wikiprzeprowadzki.pl