Habemus papam nie pamiętam [FELIETON]
Habemus papam nie pamiętam. Za to wszystko co działo się potem, już tak.
Dlaczego jestem szczęściarą?
Bo przyszło mi żyć w czasie i patrzeć na człowieka wyjątkowego. Miał wszystko. Nieziemską wiarę i wielkie pragnienie modlitwy. Dar otwartości, empatii i zrozumienia. Dar dialogu, nie przemawiania. No i poczucie humoru…
Bo był fenomenalny. Bo potrafił zaskarbić sobie szacunek każdego (także przeciwników!). Bo kochał góry i piłkę nożną. Bo miał „luz”, nie narzucał, nie pouczał, rozmawiał. Bo słuchałam Go z zapartym tchem, a często i ze łzami w oczach. Bo Jego Słowa „wryły się” we mnie na zawsze!
Bo mówił o wolności. Bo jak mówił to słuchałam. I dawał nadzieję. Na przekór tym wszystkim, którzy głosili i głoszą koniec chrześcijaństwa. Uparcie powtarzał: Nie lękajcie się!
Bo pielgrzymował…Był blisko nas. Bo do końca życia się nie poddał! Z głębokim przekonaniem dążył do pojednania na świecie i bronił godność osoby ludzkiej . Bo był wierny Bogu i swoim ideałom EVER!
Bo był (uwaga!) idolem. No bo jaką charyzmę trzeba posiadać, żeby przyciągać do siebie tłumy młodych, zbuntowanych ludzi? Mówić im o Chrystusie, prawdziwej miłości, odwadze w byciu sobą.
Bo pisał do mnie listy.
Pamiętam spotkanie w Warszawie w 1991 roku. Mówił: „Bogu dziękujcie, ducha nie gaście”. A ja tam stałam w tłumie ludzi…I obiecałam sobie tak żyć.
Bo każde Jego słowo miało znaczenie. Każde słowo wskazywało drogę. Do tych słów trzeba dojrzeć.
Bo był nasz.
Ale o tym wszyscy wiemy…
Bo pamiętam jak podczas pogrzebu Jana Pawła II zamknęła się księga Ewangelii. Koniec?
Wstańcie, chodźmy!
IZ
zdj. – facebook