Mirra, kadzidło i złoto – czyli historyja o Barabaszu
O tym jak człowiek zniszczył samego siebie
Z mirrą, kadzidłem i złotem. Co się stało? Co było potem? Tymi słowami aktorzy powitali przybyłych gości. Przedstawienie w reżyserii Pani Danuty Gołdon-Legler, dyrektorki teatru William-Es odbyło się w niedzielę, 14 marca, w kościele Św. Józefa Robotnika w Wałbrzychu.
Jak to się zaczęło?
Zasłyszawszy informację o przedstawieniu teatralnym, w dobie pandemii i niepewności jutra (mam tu na myśli nakładanie kolejnych obostrzeń związanych z profilaktyką zdrowia, w tym wstrzymaniem wydarzeń kulturalnych, oświatowych, sportowych i innych), czem prędzej zawitałam do pięknego małego kościółka położonego w jednej z dzielnic naszego miasta. Kościółek od 1963 roku opiekuje się wiernymi wyznania rzymskokatolickiego. Wcześniej (1911) był kościołem protestanckim. Wchodząc do środka, moją uwagę przykuł fresk okalający ołtarz przedstawiający historię życia Pana Jezusa – od poczęcia do zmartwychwstania. Szczególną uwagę zwróciłam na młodą Maryję podczas zwiastowania. Następnie mój wzrok podążył na stojącą u podnóża malowidła statuetkę Anioła. Podeszłam bliżej i przeczytałam napis: Anioł Hospicjum 2019. Wówczas zrozumiałam, kto mnie tu przyprowadził. Przywitałam się z ks. proboszczem Witoldem Baczyńskim, po czym usiadłam i czekałam na rozpoczęcie spektaklu.
Z mirrą, kadzidłem i złotem. Co się stało? Co było potem?
Kolędnicy wchodzą i śpiewem przepowiadają wielką tragedię, jaka ma się niebawem ukazać oczom zgromadzonych. Oto pojawia się ślepy, brudny, zgarbiony i kaleki Barabasz w łachmanach. Przy nim kroczy Anioł, jego Anioł Stróż. Przeczuwając rychłą śmierć zbrodniarza zachęca go do rachunku sumienia i żalu za grzechy. Albowiem miłosierdzie boże jest ponad wszystkim, co złe i co złe uzdrawia – wielką miłością agape (gr. αγάπη).
Barabasz niechętnie wraca do wspomnień sprzed lat. Nie chce zobaczyć swoich występków, grzechów i krzywd, jakie wyrządził innym. Trzyma się z dala od swojego cienia, choć cale jego ciało w pełni ukazuje jego cień. Anioła wyzywa, przeklina i nazywa diabłem. Nie rozróżnia z kim rozmawia i boi się spotkać z prawda o sobie samym.
Pierwszy ukazuje się obraz młodego Barabasza – herszta bandy, prędkiego, krzepkiego, butnego i niepokornego. Zależało mu na wzbogaceniu się, zaistnieniu. Już wtedy był ślepy – ślepy za życia. Widział tylko złoto. Cała reszta była niewidoczna dla jego oczu. Rzezimieszkowie dowiedzieli się o narodzinach króla. Poszli więc do Heroda, a tam go nie zastawszy, sojusz zawarli i do małego Jezusa do stajenki poszli. Kradzież. Barabasz stał. Rękami swoich pobratyńców zabrał darowane małemu Jezusowi skarby – mirrę, kadzidło i złoto. Szlimy i szlimy. Zaszliśmy do Jerozolimy. Tam się rozstaliśmy. Podążył każdy w swoją stronę – wspomina zbir. Sam oszukał swoich kompanów zawłaszczając całe złoto dla siebie. Uciekł. Barabasz prosi pierwszy raz Boga o zmiłowanie, skamle: Panie, zmiłuj się…! Na wspomnienie Najświętszej Panienki – Jej dobroci, prawdomówności, jasności i miłości. Zabrał woła, zostawił osła – na nim usiadła młodziutka Maryja z dzieciątkiem na ręku. Ten obraz dotknął serca złoczyńcy. Ona, Jej dobroć i czystość zaczęły uzdrawiać jego serce.
Barabasz wyznaje grzechy
Kolejna scena rozgrywa się w więzieniu. Barabasz całe swoje życie kradł, zabijał, niszczył, poniewierał. Żył hedonistycznie. Liczyło się dla niego tylko złoto – złoto, złoto, złoto. Rozróby. Śmierć. Sąd. Sprzedajny Poncjusz Piłat, który wziął pieniądze od Barabasza i skazał Jezusa na śmierć. Wziął pieniądze. Złoto, które Barabasz gromadził przez całe życie – zaślepiony chciwością ukradł dar małego Jezusa. Kontynuował grzech przez całe doczesne życie, aż na koniec to właśnie złoto wybawiło go od śmierci krzyżowej, przyczyniając się tym samym do spełnienia proroctwa. Jezus umarł jako niewinny na krzyżu zbawiając wszystkich chrześcijan od grzechu. Barabasz został uwolniony. Żona Piłata ostrzegała męża, że ten będzie winny Jego męce. Mimo to Piłat uwolnił Barabasza, co mu złoto dał. Nie życie duchowe, a doczesne wzięło górę. Zarówno Barabasz, Herod jak i Poncjusz Piłat dopuścili się grzechu ciężkiego – bałwochwalstwa. Mamona przesłoniła im to, co prawdziwe. Zakryła oczy i przyćmiła serce. Oślepiła, rzucając cień.
Barabasz na te wspomina swoje grzechy. Nadal jest ślepy. Od złota ślepy. Anioł mimo to nadal go prowadzi. Mówi, radzi, doświadcza, przypomina, wspiera. Prosi go: Żałuj za grzechy. Anioł ściąga opaskę z oczu Barabasza. Ten…widzi. Dopiero na koniec życia Barabasz zobaczył, przejrzał, przypomniał sobie, że to on był prowodyrem kradzieży mirry, kadzidła i złota – darów złożonych przez Magów dla Króla Królów. Płacze. Żałuje za grzechy. Widzi swoją winę i wpływ swoich poczynań na losy poszczególnych osób. Umiera. Nieszczęśliwy. Po tym jak Bóg mu wybaczył, ukochał – umiera. Symbolicznie w miejscu, gdzie wcześniej stały przy żłóbku mirra, kadzidło i złoto.
Na zakończenie
Tylko dobro w czystej postaci jest w stanie uzdrowić zło. Tylko czysta i prawdziwa miłość jest w stanie dźwignąć grzesznika z kolan. A prawdziwe wybaczenie dokonuje się w sercu, czystym, otwartym sercu wypełnianym bożym miłosierdziem (gr. έλεος).
Autor: Marta Chrisidu