Niebo nad Betlejem

Po czasie oczekiwania potrzebujemy znaku, który będzie jasnym sygnałem, że przyszedł czas świętowania. Dlatego pięknym wigilijnym zwyczajem, który szczególnie upodobały sobie dzieci, jest wyglądanie pierwszej gwiazdki.
Skąd wziął się ten zwyczaj i dlaczego spoglądanie w niebo zwłaszcza w oczekiwaniu na narodziny Jezusa jest tak ważne, a także o tej najważniejszej gwieździe – Gwieździe Betlejemskiej opowiada w fascynujący sposób s. Dorotea Milewska ze Zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, dyrektor Liceum Sióstr Niepokalanek w Wałbrzychu oraz nauczycielka fizyki.
Na co więc patrzymy wyglądając w wigilijny wieczór pierwszej gwiazdki? – Na wschodzie może to być gwiazda Capella z gwiazdozbioru Woźnicy lub Aldebaran w gwiazdozbiorze Byka. Na zachodzie szybko pojawia się Wega z gwiazdozbioru Lutni i Altair w gwiazdozbiorze Orła. To są bardzo jasne gwiazdy z naszego punktu widzenia i po zapadnięciu zmroku ich blask najszybciej pojawiają się na niebie – mówi s. Dorotea Milewska. Może się jednak okazać, że pierwsza gwiazdka wcale nie jest gwiazdą, a planetą! – W tym roku Mars będzie bardzo wysoko nad horyzontem. Także Jowisza i Saturn „świecą” bardzo jasnym światłem, które może zasłonić nam gwiazdy – dodaje.
Niepokalanka przyznaje, że wyglądanie pierwszej gwiazdki jest pięknym zwyczajem, który swoje źródło ma w wędrówce magów czyli Trzech Króli, którzy podążając za gwiazdą spotkali Boga. – Dla nich spotkanie z Jezusem było napewno początkiem nowego życia. Dla nas taka Wigilia, gdzie zapraszamy między siebie Jezusa, też może być początkiem zmian, początkiem nowego, lepszego życia. Z pojawieniem się pierwszej gwiazdy stajemy przy wigilijnym stole i możemy od początku zacząć relacje w rodzinach. To jest taki moment, gdzie ludzie przepraszają się, wybaczają sobie, składają sobie życzenia i patrzą na siebie bardziej życzliwie. To jest szczególny czas, który ma swoją atmosferę i pozwala zacząć od nowa – tłumaczy niepokalanka.
A jeśli jesteśmy już przy Trzech Królach to możemy zastanowić się, za czym tak naprawdę podążali. Chociaż już małe dzieci wiedzą, że była to gwiazda betlejemska, w powszechnym wyobrażeniu przybiera ona raczej kształt komety. Zaskoczeniem może być fakt, że najprawdopodobniej nie była ani gwiazdą, ani tym bardziej kometą. – Najbardziej pewna hipoteza mówi, że była to koniunkcja planet, czyli ułożenie w jednej lini względem ziemi przynajmniej dwóch planet. Prawdopodobnie w czasach narodzin Jezusa doszło do koniunkcji Jowisza i Saturna. Światło tych planet zaczęło zlewać się w jedną kulę, ich jasność wydawała się ogromna. Do takiego zjawiska dochodzi bardzo rzadko. W proroctwach, które znali magowie, było napisane, że niezwykle zjawisko na niebie będzie zapowiadało narodziny króla królów. Koniunkcja Jowisza i Saturna, do których potem dołączył Mars zdarza się raz na 800 lat. Na dodatek nastąpiła w gwiazdozbiorze Ryb, który jest symbolem Palestyny. Stąd wniosek, że trzeba udać się do Palestyny i tam szukać narodzin tegoż władcy – tłumaczy s. Dorotea Milewska. Gwiazda Betlejemska nie mogła być z całą pewnością kometą, ponieważ w dla starożytnych kometa kojarzyła się z nieszczęściem i była zapowiedzią wojen, powodzi, chorób. Taki znak nie mógł zapowiadać kogoś, kto na ziemi miał zaprowadzić pokój, ład, harmonię. Są jeszcze dwie kandydatki na gwiazdę betlejemską – s. Dorotea mówi o nich w nagraniu, które przygotowaliśmy specjalnie dla naszych czytelników. W filmie s. Dorotea tłumaczy, co magowie dostrzegli ma niebie, ale też kim właściwie byli. Dowiemy się również kiedy narodził się Jezus i dlaczego ta wiedza, jest ważna w kontekście gwiazdy betlejemskiej.