Nie tablice i pomniki, ale nauczanie w sercu
Sejm ustanowił rok 2021, rokiem kard. Stefana Wyszyńskiego. To okazja, by poznać tę wielką postać naszego kraju jeszcze lepiej. Jak najlepiej zacząć odkrywać Prymasa Tysiąclecia?
Sama decyzja Sejmu niewiele zmienia. Liczy się bowiem nasze podejście. Jakie intelektualne i duchowe owoce ten rok pozostawi za sobą, będzie zależało tylko od nas. Na pewno w sferze duchowej możemy podjąć modlitwę przez wstawiennictwo kard. Stefana Wyszyńskiego, natomiast w sferze intelektualnej pozostaje nam poznawanie konsekwentne nauczania tego zasłużonego Polaka, który zostawił po sobie naprawdę wielką spuściznę. Miejmy nadzieje, że w tym roku spełni się akt beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia. Powinniśmy jako katolicy modlić o to, abyśmy mogli cieszyć się w pełni wielkim patronem.
Autorytet nie tylko pomnikowy
W przypadku kard. Wyszyńskiego istnieje jednak zagrożenie trywializacji i instrumentalizacji jego postaci. Oby nie powtórzył się u wielu osób scenariusz jak w przypadku św. Jana Pawła II: kremówki i żarty – tak, a encykliki i nauczanie – nie. – Kremówek u Wyszyńskiego nie ma, ale, mówiąc poważnie, istnieje niebezpieczeństwo zamknięcia kardynała w paru elementach zastygniętych i jakichś utartych hasłach, które mogą uczynić postać po prostu wydmuszką – ostrzega Piotr Sutowicz, wiceprzewodniczący Rady Nadzorczej Katolickiego Stowarzyszenia Civitas Christiana i znawca nauczania kard. Wyszyńskiego.
Podkreśla on, że w Polsce stawiano od lat pomniki i tablice ku czci Jana Pawła II, nie przyjmując i nie zgłębiając jego nauki. Podobnie może być z Prymasem Tysiąclecia. – Takie podejście jest po prostu łatwiejsze niż przyswajanie nauki, niż rzetelne podejście do postaci, nie wymaga refleksji, nie wymaga wyciągania tych elementów nauczania, które są trudno akceptowalne społecznie – mówi P. Sutowicz.
I dodaje, że z kolei prymas był wielkim admiratorem życia nienarodzonego, miał sporo surowych i wymagających wypowiedzi w tym temacie, jak również w kwestii godności pracy, patriotyzmu, wspólnoty i naszej historii. To natomiast są sprawy, które wielkim tego świata nie będą się wcale podobały. – Uczynienie z niego autorytetu jedynie pomnikowego okazuje się bezpieczniejsze. Nie da się ukryć, że mamy problem z takimi wzorami. Żeby uniknąć dyskusji, co one wnosiły do naszego życia społecznego, najłatwiej jest banalizować je poprzez tablice i pomniki. Co nie znaczy, że to nie jest ważne, ale nie może odbywać się kosztem przyswajania spuścizny – tłumaczy członek Civitas Christiana.
Żeby poznać, trzeba czytać
Od jakiej strony i w jaki sposób zatem zacząć odkrywać naukę prymasa Wyszyńskiego, żeby wejść w jego postać głębiej niż mówią o nim regułki encyklopedyczne? – To nie jest proste, jednak zachęcam osobiście do niedługiej książki, którą napisał tuż po wojnie pt. „Duch pracy ludzkiej”. Warto te treści skonfrontować z dzisiejszą rzeczywistością. A jeśli ktoś chciałby poruszyć temat od bardziej historycznej strony, można czytać regularnie „Dzieła zebrane”, czyli tomy kazań i przemówień z lat 1964-1966. Moim zdaniem to katecheza dobrze przyswajalna, napisana przystępnym językiem. Nie trzeba być doktorem teologii, żeby te homilie z lat 60 rozumieć. Polecam też słynne „Kazania Świętokrzyskie” – konferencje z Katolickiej Nauki Społecznej wygłoszone w kościele św. Krzyża pod koniec życia – wymienia Piotr Sutowicz.
Myśli Prymasa Tysiąclecia nie dosięga proces dezaktualizacji. Mimo, że pisane w nieco innych czasach, wydają się niezwykle trafione w XXI wieku. Motywem przewodnim nauczania jest m.in. godność człowieka, którą dzisiaj również regularnie się narusza, choć okres totalitaryzmu komunistycznego minął. – Sądzę, że najtrudniej u prymasa przełamać barierę językową – używał archaicznego stylu pisania i mówienia. Współczesnemu człowiekowi niekiedy może sprawia trudność „wbicie się” w tę dawną stylistykę. Czasem starszy styl językowy może sprawiać wrażenie, że coś jest nieaktualne, lecz to nieprawda. Podejmijmy wyzwanie uwspółcześniania nauki Wyszyńskiego pomimo oryginalnego języka zapisu – apeluje wicenaczelny kwartalnika Civitas Christiana.
Ojcowskie ciepło
Skąd ta fascynacja prymasem u Piotra Sutowicza? – Z fascynacji narodem. Bardzo szybko dotarłem do faktu, że prymas był doskonałym myślicielem o prawdach o narodzie jako wspólnocie. To wszystko kumulowało się we mnie w młodzieńczych latach. Docierałem do kardynała i wchodziłem głębiej w jego słowa. Bez niego nie da się mówić o współczesnej historii Polski. Mało jest postaci tak znaczących – opisuje P. Sutowicz.
Prymas Wyszyński był człowiekiem surowym i wymagającym, najpierw dla siebie, ale też dla innych, szczególnie dla kapłanów, jako ich duchowy ojciec. Z drugiej strony dla każdego, kto potrzebował, znalazł czas – czy dla świeckich, czy duchownych, żeby porozmawiać, zamienić słowo. – Odpisywał na listy nie raz bardzo mało znaczące. Jego dzień był wypełniony interakcjami z ludźmi. Zatem jest uważany z jednej strony za monumentalną i niezwykle poważną postać, ale zawsze patrzył przez pryzmat dobra wspólnoty, ciągle był w kontakcie z drugim człowiekiem i obdarzał go ojcowskim ciepłem – podsumowuje miłośnik i znawca nauczania kard. Wyszyńskiego.
Piotr Sutowicz od lat zgłębia bogatą myśl kardynała Wyszyńskiego.