Ks. Zbigniew Kucharski: Wszyscy jesteśmy świadkami dynamicznej dyskusji na temat Kościoła toczącej się na różnych poziomach komunikacji i przestrzeniach społecznych. Dotyczy to także naszego kraju. Ta dyskusja jest po prostu o nas katolikach, którzy tworzymy ten Kościół. Jednak czy powinna się ona odbywać obok nas, bez naszego udziału? Z pewnością nie.
Ks. Zbigniew Kucharski: Ksiądz - menedżer?
Ks. Zbigniew Kucharski: Czy jako wspólnota Kościoła kurczymy się statystycznie czy niestety raczej i przede wszystkim bardziej mentalnie?
Pozwolę sobie także podzielić się subiektywną refleksją w jednym z tematów, który pulsuje we mnie. W różnym stopniu (ale jednak) poniższe dotyczy zarówno duchownych jak i świeckich. Czy my czasami nie jesteśmy za bardzo uniesieni duchowo, żyjąc wielkimi ideami, wiarą, nadzieją i miłością zapominając o tym, że Kościół (czyli my) żyje w świecie i jego konkretnych realiach. Czy my w pewnym sensie nie grabimy, łupimy potencjału misyjnego, ewangelizacyjnego naszego Kościoła? Czy nie zamykamy się w jakimś hermetycznym i szklanym domu na przetrwanie, łudząc się, że jakoś to będzie? Czy jako wspólnota Kościoła kurczymy się statystycznie czy niestety raczej i przede wszystkim bardziej mentalnie? A może czasami pielęgnujemy chwasty duszpasterskie? A no zastanówmy się?
Czy duchowny, który wyjaśnia (oczywiście nie usprawiedliwia, bo wg niego tu nie ma co usprawiedliwiać) swój brak aktywności społecznej (apostolskiej) twierdząc, iż on jest od sakramentów, do tego był święcony, a nie do innej działalności, nie jest w konflikcie z teologią pastoralną? Przecież powołaniem, misją duchownych i świeckich tworzących Kościół jest wychodzenie, do tych których nie ma w kościele (także tym pisanym przez „K”) i budzenie w niech wiary prowadzącej w konsekwencji do życia sakramentami.
Biskup Świdnicki Marek Mendyk: Zachowuje tylko ten kto pomnaża [TYLKO U NAS]
Ks. Zbigniew Kucharski: Ksiądz - menedżer?
Ks. Zbigniew Kucharski: Ukazywaniu jakiegoś księdza jako menadżera, towarzyszy sugestia jakoby było to u niego objawem „niedojrzałej” duchowości kapłańskiej.
Nie można dojrzale czuć się powołanym do posługi sakramentalnej w oderwaniu od potrzeby przyprowadzania i przygotowywania innych do życia sakramentami. Za to przyprowadzanie naszych bliźnich do sakramentów jesteśmy odpowiedzialni wszyscy: duchowni i świeccy. Czy my sami nie przyczyniamy się do zubożenia w duszpasterstwie, pomniejszania jego możliwych owoców przez usprawiedliwianie swoich niedociągnięć i różnych niechęci (a może lenistwa i wygodnictwa) twierdząc, że nie mamy być menadżerami?
Ciekawy zbieg okoliczności, że takie opinie spotykam na parafiach, gdzie życie i aktywność wspólnot jest delikatnie mówiąc znikoma. Częściej takie poglądy słyszę wśród duchownych, ale nie tylko. Dodatkowo ukazywaniu jakiegoś księdza jako menadżera, towarzyszy niekiedy mniej czy bardziej sugestia jakoby było to u niego objawem nieuporządkowanej, żeby nie powiedzieć „niedojrzałej” duchowości kapłańskiej.
A kto to jest menadżer, jakie powinien mieć cechy i umiejętności? Czy ksiądz dyrektor ekonomiczny, dyrektor Caritas w diecezji, proboszcz może pozwolić sobie na bycie nieumiejętnym w zakresie inspirowania pomysłów i kierowania zespołem ludzi? Jak wygląda duszpasterstwo i koordynacja aktywności w środowisku, które tworzą abnegaci organizacyjni? A jednak dobrze, że czasami słyszymy pozytywnie od wiernych: „a nasz proboszcz to dobry organizator”. Czyli „owce” widzą swojego pasterza, potrafią go szanować za umiejętności i nie są na to obojętne.
Ks. Marcin Kokoszka – nowy ekonom KEP. Wyjaśniamy czym się będzie zajmował [TYLKO U NAS]
Ks. Zbigniew Kucharski: Ksiądz - menedżer?
Ks. Zbigniew Kucharski: Kolejną kwestią, w której poruszamy się na wzór kulawego (a przecież nie musimy) stanowi obszar marketingu
Kolejną kwestią, w której poruszamy się na wzór kulawego (a przecież nie musimy) stanowi obszar marketingu. I o nim w pierwotnym założeniu miałem się tutaj podzielić. Jednak nabrałem subiektywnego przekonania, że będzie dobrze potraktować to jako kontynuację wcześniejszej refleksji.
Wszyscy jesteśmy dziś w jakimś stopniu „obłożeni” marketingiem, reklamą, kampaniami promocyjnymi. Doświadczamy tego w mediach, na wystawach sklepowych, neonowo-billbordowych ulicach, w skrzynkach listowych, poczcie elektronicznej, także wtedy, kiedy nękani jesteśmy przez armię ankieterów, telemarketerów itp. Czy ta cała nawała bombardująca nas, mająca wpłynąć na nas i nasze zachowanie może męczyć i zniechęcać? Tak może. Możemy czuć się zmęczeni będąc w pewnym sensie na tym celowniku. Ciągle ktoś chce dotrzeć do nas, do naszego umysłu, emocji z jakimś komunikatem jadącym w wózku słowa, obrazu, dźwięku, znaku, symbolu, koloru, smaku, powonienia, dotyku…
Jednocześnie wszystko to ma służyć przekazaniu określonych treści i nie może być bełkotem, z którego nic nie idzie „wyczytać”. Tak. Właśnie ktoś chce dotrzeć do nas z jakimś komunikatem i ma nadzieję, iż tak się stanie i wywoła oczekiwaną reakcję. Wszystko to jest po prostu marketingiem, bo właśnie marketing nie jest niczym innym jak budowaniem komunikacji między nadawcą i odbiorcą, czyli między nami. Stosowane są w tym różne narzędzia i metody, ciągle rozwijane. Na potrzeby marketingu wywołuje się i tworzy wydarzenia w przestrzeni publicznej, gdzie jednym z liderów w tym jest np. marketing polityczny.
Jednak w życiu nie możemy tylko trwać w postawie odbiorcy, czasami trzeba być nadawcą. Nadawcą dążącym do skuteczności. Byłem świadkiem swego czasu jak w ramach tygodnia biblijnego w jednej z diecezji świecy prowadzili publiczne czytanie Pisma św. z wykorzystaniem profesjonalnego sprzętu nagłaśniającego. Inicjatywa ze wszech miar szlachetna. Zadałem sobie jednak pytanie: czy my mamy siły i czas, aby czytać Biblię ptakom, płazom i wszelkiej roślinności? Odbywało się to bowiem w miejscu zasadniczo … nie uczęszczane przez ludzi, ale za to stanowiącym piękny plener.
Misja Kościoła, nasza misja jaką obdarowuje nas Bóg z natury swojej domaga się od nas dążenia do nawiązywania komunikacji z innymi, otaczającym nas światem. Domaga się głoszenia „w porę i nie w porę” różnymi metodami i przy użyciu w miarę nowoczesnych możliwości. Wiąże się to bezdyskusyjnie z koniecznością wychodzenia przez nas do bliźnich, a nie tylko czekania na nich. Jawi się tu otwarte pytanie o nowe pomysły w prowadzeniu szeroko rozumianej komunikacji w przestrzeni Kościoła, w podejmowanych inicjatywach ewangelizacyjnych.
Prądem w Kościół. Jak niesprawiedliwe taryfy dla kościoła pogrążają parafie w długach [TYLKO U NAS]
Ks. Zbigniew Kucharski: Ksiądz - menedżer?
Ks. Zbigniew Kucharski: Czy funkcjonując w przestrzeni języka teologicznego możemy słów takich jak „menadżer”, „marketing” nie traktować, jak ze „słownika wyrazów obcych”?
Ubogacam się widząc jak duchowni i świeccy aktywnie, konsekwentnie promują ciekawe przedsięwzięcia, mimo niekiedy pomruków płynących z otoczenia, że reklamują samych siebie i są marketingowcami. Po co np. ogłaszać wszem i wobec rekolekcje powołaniowe skoro Bóg, jak kogoś powołuje to i tak go przyprowadzi?
Czy jednak poszukując inspiracji, nowych pomysłów w budowaniu kontaktów międzyludzkich, pozytywnej komunikacji potrafimy sami do siebie podejść krytycznie? Czy funkcjonując w przestrzeni języka teologicznego możemy słów takich jak „menadżer”, „marketing” nie traktować, jak ze „słownika wyrazów obcych”? Przecież to, co te słowa oznaczają od wieków było realizowane w przestrzeni ludzkiej aktywności i to czego one dotyczą nie jest niczym nowym także w historii Kościoła.
Czy jeżeli ktoś powie: św. Maksymilian Maria Kolbe był bardzo dobrym menadżerem i marketingowcem to będzie w błędzie? Nie, nie będzie. Będzie miał rację. Czy mamy szukać tylko tego co „nowe”? Niekoniecznie, przecież ze skarbca wydobywamy też „to co stare”. Jaką przecież potężną siłę w komunikacji, budowaniu relacji międzyludzkich stanowi właściwy poziom kultury i dobrych obyczajów. Czy na sam fakt myślenia, iż trzeba coś udoskonalać, rozwijać już nie jesteśmy zmęczeni? Czy nie wchodzimy wtedy w zagrożenie przyjmowania bez koniecznej refleksji wzorców znajdywanych w świecie?
Dzwonię do księdza gdzieś w Polsce, którego nie znam i na wstępie rozmowy już słyszę: „Halo, w czym mogę pomóc?”…. Takie niby ciepłe zdanie, a mi od razu podświadomie uruchamia się poczucie, że dodzwoniłem się na kolejną infolinię. Jakby to wyglądało, gdyby Maryja na początku zwiastowania w pierwszym zdaniu odezwała się do archanioła Gabriela: Witam, w czym mogę pomóc? Czy o taką komunikację nam w Kościele chodzi? Chyba niekoniecznie.
św. Maksymilianie Maria Kolbe – módl się za nam
wAkcji24.pl | Opinie | ks. dr Zbigniew Kucharski | Ilustracja: DALL-E | 4.12.2024