ks. Michał Olszewski: Bóg objawia swoje miłosierdzie w konkrecie
Ks. Michał Olszewski: Boże miłosierdzie nie jest jakimś abstrakcyjnym pojęciem, nie jest jakąś teologiczną opowiastką, nie jest jakąś historią kaznodziejską, którą będziemy mamić oczy z ambony, ale jest konkretem.
Nie wiedziałeś o tym? W telewizji, którą oglądasz, w radiu, które słuchasz, nie mówili o tym? To teraz już wiesz. Aresztowali księdza, zakuli w kajdanki i osadzili w areszcie.
ks. Michał Olszewski o Miłosierdziu Bożym
1. Bóg nas kocha bezwarunkowo
Bóg objawia swoje miłosierdzie w konkrecie. Pierwsze miejsce, pierwsza przestrzeń, w której Bóg objawia swoje miłosierdzie w bardzo konkretny sposób, to jest prawda o tym, że Bóg kocha nas bezwarunkowo. że Bóg nie stawia żadnych granic miłości, nie stawia żadnych warunków miłości. Zobaczcie, jak Bóg jest inny od nas, ludzi, którzy nawet tym, których najbardziej na świecie kochamy, potrafimy stawiać warunki. Nawet mąż żonie, czy żona mężowi, narzeczona narzeczonemu, narzeczony narzeczonej, chłopak dziewczynie, dziewczyna chłopakowi.
Pamiętam, jak Jeden z braci mojej mamy ogłosił, że się żeni. Dość długo szukał małżonki. No i opowiedział już rodzinie o wszystkich jej zaletach, a mój tata mówi, czy sprawdziłeś najważniejsze. A on mówi, co? No jaki ma odcinek od wypłaty? To znaczy jak wysoki. Oczywiście żart.
No ale tak, stawiamy warunki. Kiedyś morgi się liczyło, jak pole się zgadzało, no to u nas na wsi na przykład to było wesele, tak? Mój brat jak się zaręczał, to wziął swoją dziewczynę, dzisiaj żonę, na Kasprowy Wierch, bo mówi, że chciał zrobić zaręczyny na wysokim poziomie. Ale jego żona mówi, że on raczej chciał, żeby nie miała wyjścia, bo z Kasprowego już nie bardzo można się było wycofać.
Więc ludzie stawiają warunki. Jest to wszystko obwarowane często nawet wobec tych, których najbardziej kochamy. A Jezus nie stawia żadnych warunków. Jezus nas bierze takimi, jakimi jesteśmy: czy jesteśmy święci, czy grzeszni, czy jesteśmy bez nałogów, czy jesteśmy z nałogami, czy jesteśmy tacy, siacy, czy inni. Jezus nie wybiera. Jezus po prostu takich nas przyjmuje, bo takich nas kocha do szaleństwa.
Kiedyś oglądałem taki film, który mi tak bardzo mocno uzmysłowił to, że Bóg nie stawia warunków miłości i w tym właśnie okazuje nam w swojej miłosierdzie. To był film pod tytułem „Klara i Franciszek”. Film został nakręcony, w taki sposób jakby pokazane zostało życie świętego Franciszka w z Asyżu, ale oczami świętej Klary. Film zrobili Włosi, więc jest piękny, romantyczny, można łezkę robić na nim i tak dalej.
Tam jest pokazany taki moment, kiedy Franciszek się nawraca i zaczyna biegać po Asyżu prawie nagi, rozdał wszystkie materiały, które jego ojciec krawiec zgromadził. Chciał na tym biznes zrobić, a on to wszystko rozdał.
Franciszek biega po Asyżu, ludzie myślą, że odszedł od zmysłów. Co więcej, zaczyna przytulać trędowatych i jakby było tego mało, to zaczyna trędowatych całować w miejsce trądu, w miejsce gnicia. I wtedy już są pewni, że Franciszek odszedł od zmysłów.
Tylko Klara wie, że nie odszedł.
Kiedy to zobaczyłem, pomyślałem sobie: Bóg właśnie tak kocha, że jeżeli jesteś w stanie sobie wyobrazić, jakieś miejsce w tobie, które jest takim trądem, gdzie gnije twoja skóra, może to jest grzech, może jakaś słabość, może coś, czym sobie nie możesz poradzić, może historia twojego połamanego życia, może zdrada, może cokolwiek, co możesz nazwać trądem, to Bóg pierwszy cię całuje w to miejsce. Właśnie w miejsce trądu. Bo kocha bezwarunkowo. Przyznanie się do tego trądu powoduje to, że Bóg może nas ucałować w to miejsce.
Sam kiedyś tego doświadczyłem. Musiałem się przyznać, że jestem trędowaty. Po niespełna roku pracy w Krakowie jako ksiądz na parafii. Zafascynowałem się tą pracą księdza, lubiłem uczyć w szkole, kochałem głosić kazania, pracować z młodzieżą. I nagle po dziesięciu miesiącach prowincja mówi, koniec tej bajki, jedziesz douczyć się do Rzymu.
Mój świat zupełnie się zawalił.
Dlaczego? No bo już nie miałem parafii, nie mogłem głosić kazań, nie mogłem pracować z ludźmi. Wszystko się skończyło. I po prostu jakby mi się świat zawalił.
Mówię, profesorze, przecież taka kolejka do Rzymu, niech jedzie ktoś inny, chętnie miejsca odstąpię.
Na szczęście byłem tam tylko rok. Ale kiedy tam wylądowałem, była to totalna samotnia. Zacząłem się skupiać na sobie, jak mi to bardzo źle. Na język włoski chodziłem z Chińczykami, więc nawet na migi się nie mogłem z nimi dogadać.
Żeby się pocieszyć, codziennie chodziłem do Bazyliki św. Piotra i tam się zaprzyjaźniłem ze świętym, wtedy błogosławionym, dzisiaj świętym Janem XXIII, papieżem uśmiechu. Jan XXIII nie rozłożył się po śmierci, jest w dobrej formie, znaczy jego ciało i cały czas się mu gęba śmieje. Jest za szklaną trumną, więc można się tam nabrać siły przed tym jego grobem.
Wracając zawsze przechodziłem obok sióstr matki Teresy z Kalkuty i robiłem krzyżyk na ich drzwiach, błogosławiłem siostry i bezdomnych, którym pomagały. Naprzeciwko był sklep z szatami liturgicznymi, więc wchodziłem też tam, żeby trochę oko ucieszyć. jakimś ornatem, albą.
I znalazłem tam taką piękną albę za 120 euro i stułę za 80 euro. No ale nie miałem szans, żeby to kupić, bo 200 euro miałem na miesiąc kieszonkowego, a trzeba było kupić bilety miesięczne, książki i tak dalej.
Moja depresja postępowała. Nadszedł 29 września, moi rodzice przysyłają mi na imieniny, na Michała, 200 euro. Mówię, super, to teraz muszę urobić przełożonego, żeby mi tej kasy nie zgarnął (bo w zakonie trzeba to oddać wszystko), tylko żeby mi pozwolił tę albę i stułę kupić. Siedzę na adoracji i zamiast się modlić, myślę, jak urobić przełożonego.
I nagle przychodzi mi myśl, że 100 euro mam zanieść siostrom matki Teresy z Kalkuty. Pomyślałem sobie, o co to, to nie. To jest moje euro, moje alba i moje stuła.
Na drugi dzień na tej adoracji przyszła mi jeszcze myśl, że mam iść do tych sióstr, mam poprosić przełożoną, mam ucałować jej ręce, podziękować za to, co robią, dać jej 100 euro, bo tego potrzebują. I powiedzieć, że jestem trędowaty i potrzebuję ich pomocy.
Mózg mi się lasuje, trzeba do psychiatry. Ale żeby przerwać ten napływ tych myśli, wyszedłem z tej adoracji, wsiadłem do autobusu, pojechałem do sióstr. W autobusie uczyłem się, jak jest po włosku „trędowaty”. Więc przyjechałem, zadzwoniłem, wyszła siostra i ja tym łamanym włoskim mówię, że chciałbym z przełożoną, no to ona tą przełożoną zawołała.
Przyszła taka młoda siostra. I ja tym łamanym włoskim mówię, że jestem ksiądz Michał ze Zgromadzenia Księży Sercanów, że mam do niej trzy sprawy, a ona do mnie mówi po polsku, czego ja w ogóle nie złapałem w tej panice. Mówi, czy ksiądz jest z Polski? A ja dalej, „si Polako”, i tak sobie dukam.
A ona taka wnerwiona przytupnęła i mówi: „Cholera, to niech ksiądz mówi po polsku!”. I to mnie otrzeźwiło. Mówię, mam trzy sprawy do siostry. A ona niech ksiądz idzie prosto i tam za winklem skręci, tam jest taki kościółek. I tam niech ksiądz na mnie poczeka, ale zaznaczam, że mam powyżej dziurek w nosie księży z kryzysem.
Pomyślałem sobie, nie mam kryzysu, tylko mam dla ciebie 100 euro, ale jak będziesz niegrzeczna, to Ci ich nie dam. Poszedłem tam do tego kościółka. Ciemno było. Podszedłem do prezbiterium, uklęknąłem na pierwszym stopniu. Jakby się oczy przyzwyczaiły. Zobaczyłem, że klęczę pod figurą Najświętszego Serca Pana Jezusa. No ja sercanin!
I Pan Jezus wielkości człowieka, tak gipsowa figura.
I ma wyciągnięte ręce. Ja centralnie pod tymi rękoma. No i górol romantyk się we mnie obudził. Rozczuliłem się, popłakałem się pod tą figurą. I w tym czasie wchodzi siostra, zaświeciła światło.
Odwracam się spłakany. Ona mówi: „A jednak w kryzysie. Co ksiądz chce? Ja mówię, siostro, mam trzy sprawy. Pierwsza rzecz, mam ucałować siostry ręce i podziękować za to, co robicie. Druga sprawa, mam 100 euro, bo podobno potrzebujecie, a trzecia sprawa, jestem trędowaty i potrzebuję waszej pomocy. Cokolwiek to wszystko znaczy.
Siostra mówi, no, ucałować swoje ręce dam, jak ksiądz najpierw pozwoli swoje ucałować. 100 euro chętnie przyjmę, bo bardzo potrzebujemy, jeśli ksiądz zgłosił przełożonemu, bo rozumiem, że ksiądz jest zakonnikiem. A trzecia sprawa, no pracujemy z trędowatymi, pomagamy im. Możemy księdzu pomóc.
Zacząłem z tą siostrą rozmawiać. No i słuchajcie, mówię, siostro, może ja mógłbym tu, przyjeżdżać, może jakieś kazanko wam powiedzieć, spowiedzi posłuchać, może siostra by mi pozwoliła znowu być księdzem. A siostra mówi: „Dobrze, a co robisz przyszłą sobotę?”
Mówię, weekendy mam wolne. „To przyjedź w przyszłą sobotę na 15, będziesz robił kanapki dla bezdomnych.”
Za tydzień przychodzę i wyobraźcie sobie, że ksiądz który odprawiał co tydzień msze święte dla bezdomnych i prostytutek Rzymu, wyjechał na stałe do Hiszpanii. I siostra mnie pyta, czy mógłbym kontynuować jego nabożeństwa z modlitwą o uzdrowienie i msze dla bezdomnych i prostytutek.
To była ostatnia sobota, kiedy robiłem tylko kanapki.
Później co tydzień przez cały rok spotykałem się z bezdomnymi, z prostytutkami. W tym kościółku, obok Auli Pawła VI, gdzie się odbywają zazwyczaj audiencje z papieżem.
I niesamowite rzeczy tam Pan Bóg czynił. Ale kiedy to się dopiero zaczęło dziać? Kiedy przestałem skupiać się na sobie, przyznałem się do trądu, kiedy pozwoliłem się Bogów ten trądu całować. Dopiero wtedy się to wszystko otworzyło. Dopiero wtedy mogłem przyjąć Boże Miłosierdzie. Bóg w pierwszym rzędzie okazuje nam swoje miłosierdzie w tym, że kocha nas bezwarunkowo.
Bp Marek Mendyk: Żyjemy w niemoralnym systemie o totalitarnych zapędach
ks. Michał Olszewski o Bożym Miłosierdziu
2. Bóg pozwala nam na niesamowitą bliskość ze sobą
Druga przestrzeń, w której Bóg okazuje nam swoje miłosierdzie, to ta, że pozwala nam na nieprawdopodobną bliskość ze sobą. Zobaczcie kochani, że gdyby stanąć tak obiektywnie, wziąć wszystkie religie świata, jako ateista, to wiele będzie punktów stycznych. Jednej rzeczy nie znacie nigdzie indziej, jak w chrześcijaństwie, a konkretnie w kościele katolickim i prawosławnym. To jest Eucharystia, gdzie Bóg pozwala się „zjeść”. Gdzie Bóg pozwala się spożyć. Taka bliskość. Absolutnie nie do wyobrażenia. Bliskość, która aż jest do spożycia.
Nie ma tego w żadnej religii. Bóg okazuje nam miłosierdzie w tym, że pozwala na taką bliskość. I na co dzień tego nie doceniamy. Bo się nam wydaje, że zawsze Pan Jezus w tabernakulum jest, że ksiądz jest.
Ale są sytuacje, w których może Pana Jezusa zabraknąć. Jakiś czas temu głosiłem rekolekcje w domu rekolekcyjnym dla takiej zamkniętej grupy i w piątek zaczynaliśmy i nie sprawdziłem, ile zostało Pana Jezusa w tabernakulum po poprzedniej grupie. I słuchajcie, rozdaję komunię, Pan Jezus mi się kończy, a dwie trzecie kaplicy jeszcze nie przyjął. Zacząłem łamać Pana Jezusa nie na pół, nie na cztery, każdą hostię na osiem malusieńkich kawałeczków, drobinek, żeby wystarczyło wszystkim. Wiecie ile zostało? Jeden malusieńki taki kawałeczek.
I taka pani przyszła do mnie po Mszy Świętej, mówi: „Proszę księdza, a co by było, gdyby brakło? Tak się bałam, że dla mnie nie starczy Jezusa. Tyle lat żyję na świecie i w życiu czegoś takiego nie przeżyłam, że stanęłam w perspektywie, że może dla mnie zabraknąć Eucharystii”.
Do czego Bóg się posunął, że nie tylko z nami został, ale daje się spożyć i w tym okazuje nam swe miłosierdzie.
Jeden z naszych kleryków w minione wakacje pojechał z młodzieżą sercańską na wolontariat misyjny do Albanii. I przyjechali tacy przejęci i opowiadają, że w Albanii nie tylko komuniści zakazali kultu, ale wyobraźcie sobie, zrobili z kościołów muzea chrześcijaństwa. I żeby wejść do kościoła trzeba było kupić bilet. I ci biedni ludzie co niedzieli przychodzili, nabijali kasę urzędowi miasta, czy tam gminy, kupowali bilety, żeby wejść do kościoła, by dotknąć ołtarza, czy pocałować ramę obrazu.
W takich momentach człowiek uświadamia sobie, jak wielkim skarbem jest ta bliskość. Bliskość Eucharystii.
ks. Jerzy Popiełuszko: prześladowany przez władzę
Aresztowany ks. Michał Olszewski
3. Bóg ratuje nas z niebezpieczeństw
Kolejna przestrzeń, w której, kochani, Bóg objawia nam swoje miłosierdzie, to ta, że ratuje nas z niebezpieczeństw. Zobaczcie, że kiedyś to było tak bardzo obecne w naszym narodzie, że Bóg nas chroni, Bóg się nami opiekuje, w pobożności tzw. ludowej. Szczególnie w górach, w Beskidach, gdzie się wychowywałem, tam to było bardzo obecne. Jak myśmy byli mali z braćmi i szła burza, to moja mama paliła gromnicę, stawiała ją w oknie, my na kolana i śpiewaliśmy „Pod Twą obronę Ojcze na niebie”, prosząc o ochronę przed piorunami.
Jak szła burza, to proboszcz co robił? Bił w dzwony, żeby parafię położyć na kolana, by prosić Boga o ochronę.
Oczywiście dzisiaj naukowcy powiedzą, że na wysokości tysiąca metrów nad poziomem morza, jak proboszcz bił w dzwony, to fale dźwiękowe rozbijały chmury burzowe i burza przechodziła obok, tak? To wszystko prawda. Ale kto dzisiaj zmierzy, ile razy Bóg zainterweniował w nadzwyczajny sposób, bo ludzie byli na kolanach? Bo widział moją babcię świętej pamięci, która zgarbiona do ziemi szła przez pole i co kilka metrów wbijała małe krzyżyki, które zrobiła z palmy poświęconej w niedzielę palmową i prosiła o błogosławieństwo dla plonów, o ochronę plonów.
Jaką ludzie mieli wiarę! Co nam z tego zostało?
Bardzo niewiele. Zapomnieliśmy o tym, że Bóg okazuje nam swoje miłosierdzie w tym, że się o nas troszczy. Pismo Święte mówi, że każdy włos na naszej głowie jest policzony (u mnie to nie problem…)
Niesamowite świadectwo napłynęło do Radia Profeto, do naszej redakcji niedawno, napisała pani, która wiele razy poroniła. No i kiedy poczęła znowu dzieciątko, poszła do lekarza, lekarz jej mówi, proszę panią, pani tak tej ciąży nie donosi, lepiej od razu to dziecko usunąć, niż ma pani za kilka tygodni przeżywać kolejną traumę z powodu poronienia. No i ona oczywiście nie zgodziła się na tą aborcję, wróciła do domu, aż od jakiegoś czasu słuchała naszego radia. Mamy w radiu cztery części różańca, ale trzy części są różańcem z Janem Pawłem II. Zarejestrowany różaniec, który kiedyś odmawiał papież.
Ona weszła do domu, akurat leciał ten różaniec i pomyślała sobie, kładę się do łóżka i z pomocą Bożą donoszę te ciąże. I przyszła jej myśl, żeby codziennie odmawiać trzy części różańca z radiem i prosić o ratunek dla dziecka za wstawiennictwem Jana Pawła II. I wyobraźcie sobie, dziecko urodziło się zdrowo, ale jako wcześniak. Delikatny wcześniak. Wiecie, dlaczego? Bo się urodziło 2 kwietnia, w rocznicę śmierci Jana Pawła. W takich znakach Bóg pokazuje, jak się o nas troszczy.
Marcin Bogdan: Jesteś katolikiem?
Aresztowany ks. Michał Olszewski
4. Bóg wzywa nas do nawrócenia
I ostatnia przestrzeń, której Bóg objawia nam w swojej miłosierdzie, to w tym, że wzywa nas do nawrócenia. Robi to w bardzo delikatny sposób, subtelny. Nie gania za nami z siekierką, jak nagrzeszymy, albo jak odejdziemy z kościoła. Jest bardzo subtelny, delikatny.
Doświadczyłem w roku miłosierdzia tego, że Bóg potrafi wziąć ludzi z ulicy. Bez niczyjej pomocy. Z ulicy przyciągnąć z powrotem do siebie, jeśli człowiek da choć trochę miejsca. Jakąkolwiek szczelinę.
Rok temu, dokładnie w marcu, byłem w Szkocji na rekolekcjach dla Polonii. W ostatni dzień rekolekcji usiadłem do konfesjonału dużo wcześniej. Chciałem jeszcze brewiarz odmówić. Siedzę w tym konfesjonale i nagle przychodzi kobieta i mówi, że ona chce się wyspowiadać z całego życia. W kościele nie była od ośmiu lat, odkąd wyjechała z Polski, u spowiedzi nie była od osiem lat, ale jedyna jej szczera spowiedź była przed pierwszą komunią. Miała trzydzieści parę lat.
Mówię, wie pani co, to może ja pomogę się przygotować i pani sobie tu przyjdzie w niedzielę, na przykład. A ona mówi: „Nie, mój proszę księdza, ja mam grzechy w torebce”. A ja mówię, ale jak to? „No tak to, na kartce zapisane”. Wyspowiadała się. Po prostu przeszła przez dziesięć przykazań, pięć przykazań kościelnych. Dotknęła uczynków miłosierdzia względem duszy i ciała. Wszystko.
Pytam na końcu, jakim cudem tak się pani wyspowiadała? Z jakiego rachunku sumienia pani korzystała? „W styczniu, proszę księdza, po ośmiu latach nieobecności w kościele, w styczniu szłam do pracy. I przyszła mi taka myśl, żeby się wyspowiadać z całego życia, czego w ogóle nie rozumiałem. I przyszła mi myśl, żeby się w tej intencji pomodlić i znałam tylko „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Mario”. Codziennie chodząc do pracy, od dwóch miesięcy, odmawiałam jedno „Ojcze nasz” i dziesięć „Zdrowaś”. Jak przychodziłam do pracy, to na kartce zapisywałam grzechy, które mi się przypominały. I dzisiaj, jak nigdy, przeszłam mostek i wróciłam, wracałam drugą stroną rzeki do domu. Normalnie idę zawsze po drugiej stronie. Nawet nie wiedziałem, że tu jest kościół. I przechodząc, zobaczyłem plakat z rekolekcji. I były drzwi otwarte. Weszłam, ksiądz siedzi.”
Nikt jej nie pomagał. Nikt. Bóg sam działał na jej serce.
Przygotował ją do spowiedzi generalnej i jeszcze ją przeprowadził w ostatni dzień rekolekcji przez ten mostek, żeby do kościoła trafiła. Kościoła, którego przez osiem lat żyjąc w tej miejscowości, nie widziała. Tak potrafi Bóg okazywać swoje miłosierdzie.
To są rzeczy, których się normalnie nie da wytłumaczyć. Bóg, któremu tak zależy na człowieku. Bóg nie stawia żadnych granic miłosierdzia. Jedyną granicą, jaka może zostać Bogu postawiona, to jest granica, którą możemy postawić tylko my. To ja swoją wolną wolą, odrzucając Boże miłosierdzie, mogę postawić mur między mną a Bogiem.
Kardynał Stefan Wyszyński: Gdy człowiek zajmie postawę, że lepiej się nie wysilać, nie narażać, nie wychylać, godzi się tym samym na ograniczenia własnej godności i rezygnuje z jej obrony.
wAkcji24.pl | Opinie | ks. Michał Olszewski źródło: Katolicki Wałbrzych. Wypowiedź w parafii p.w. Matki Bożej Częstochowskiej w Wałbrzychu/Szczawnie Zdroju. 15.03.2017| Fot. ks. Michała Olszewskiego – YT | 10.07.2024